Po tej wyprawie padłam jak kaczka i było mi wszystko jedno. Teren był wymagający, choć dystans nie aż taki strasznie długi, przejechałam tylko 40 km.
Nareszcie w wąwozach… przygotowań do Gdańska ciąg dalszy.
Cóż to była za cudowna jazda. Uwielbiam to miejsce i te tereny. Kto nie jeździł, ten nie wie.
To była pierwsza wyprawa po kazimierskich wąwozach w tym roku. Rafał jest jednym z organizatorów facebookowego profilu MTB Kazimierz Dolny i okolice, pomagają mu Karol i Tadeusz. Są certyfikowanymi instruktorami turystyki rowerowej. Przyznam, że fajnie ogarniają chłopaki całą organizację wypraw po wąwozach, do tego tereny są przecudne. Jeśli ktoś chciałby się sprawdzić, to w ich imieniu serdecznie zapraszam.
Na profilu Facebookowym – MTB Kazimierz Dolny i okolice są wszystkie zaplanowane w tym sezonie wyjazdy. Rafałowi zależy, aby wąwozy stały się bazą rowerową, zależy mu na promowaniu tych terenów wśród amatorów turystyki rowerowej, a jest tam gdzie pojeździć.
Wyruszyliśmy spod Karczmy Parchatka
to jest idealne miejsce na start i powrót, ponieważ parking jest spory, a po zakończonej jeździe można zjeść smaczny posiłek. Karczma Parchatka słynie z tradycyjnie przygotowanej polskiej kuchni, w okresie zimowym funkcjonuje tam stok narciarski. Jeździliśmy po wąwozach między Parchatką, Bochotnicą i Kazimierzem. W sumie wyszło 40 km i 525 m przewyższeń, więc nieźle. Nie jestem w stanie przytoczyć wszystkich ciekawych miejsc i wąwozów które odwiedziliśmy. Było to między innymi ruiny słynnej kawiarni – Willa Graffa, staw przy gospodarstwie agroturystycznym Zacisze, tradycyjne lody Joanna przy ulicy Sadowej 3 w Kazimierzu, oczywiście kazimierski rynek i kilka wąwozów.
Dodam, że nie ma porównania między 40 km po takim terenie a 100 km szosą po asfalcie. Po szosie mogłam iść z psem na spacer lub robić wiele innych rzeczy. Po tej wyprawie „padłam jak kaczka” i było mi wszystko jedno. Lubię czasem tak się styrać.