W wolną październikową środę wybrałem się na wyprawę do Ostrowca Świętokrzyskiego i z powrotem. Dystans był jak najbardziej do zrealizowania w jeden dzień – 106 km w jedną stronę, a chciałem zweryfikować ten odcinek pod kątem natężenia ruchu, ponieważ w przyszłym sezonie na pewno wybiorę się w Góry Świętokrzyskie.
Wyjechałem około 9:30. Po ponad 2 godzinach dojechałem do Opola Lubelskiego. Tam zrobiłem 15 minutową przerwę pod miejscowym sklepem spożywczym i ruszyłem dalej w kierunku Solca nad Wisłą. Tuż przed mostem mijałem kamieniołom Kaliszany, w którym byłem na początku sezonu. Piękne miejsce! Z mostu też zrobiłem parę ładnych ujęć. Za Wisłą skręciłem w lewo na Ostrowiec. Droga była w miarę bezpieczna, choć minąłem parę ciężarówek. Już niedaleko Ostrowca w miejscowości Bałtów przejeżdżałem obok parku rozrywki, ale oczywiście nie wchodziłem do środka – nie moje klimaty. Moją uwagę przykuła jednak rzeźba dinozaura i napis "Bałtowów".
Po niecałej godzinie dojechałem już do Ostrowca. Na przystanku zrobiłem przerwę na coś do jedzenia i zaplanowanie co chcę odwiedzić. Ku mojemu zdziwieniu, na mapie w telefonie było znacznie mniej ciekawych punktów, niż widziałem przed wyjazdem na komputerze, a może tylko wydawało mi się że jest ich więcej. Już w samym Ostrowcu podjechałem do Ostrowieckiego Parku Miejskiego uchwycić złotą polską jesień.
wycieczki-i-trasy-rowerowe/rajd-kosciuszkowski-z-setka/173
Pojeździłem pół godziny po parku i ruszyłem w drogę powrotną. W międzyczasie kupiłem sobie jeszcze coś do jedzenia na powrót – przez ponad 100 km można się zrobić głodny. Po drodze też udało mi się uchwycić parę jesiennych krajobrazów. Na moście, gdy zjeżdżałem w dół, przestraszył mnie nagły hałas pod kołami, na szczęście to tylko plastikowa butelka. W Opolu zrobiłem jeszcze krótką przerwę na jedzenie, po czym dojechałem już do Lublina. Mimo że nie zwiedziłem wiele to wyprawa była udana.