W niedzielę przyszedł czas na kolejny rajd z ekipą Rafała, czyli MTB Kazimierz Dolny i okolice, tym razem z m. Kośmin po pięknych terenach w dolinie rzeki Wieprz. Podczas tej wyprawy głównym przewodnikiem był Tadeusz, który mieszka w tej okolicy i dobrze zna te rejony. Droga od mojego domu do Kośmina liczyła 81 km. Zgodnie ze swoją tradycją zamierzałem dojechać nie inaczej, jak na rowerze.
Zbiórka była o godzinie 10:00 w LGD Zielony Pierścień w Kośminie, wyjechałem zatem o 6:30. Powinienem wyjechać o 6:00 ale jak zwykle trochę się opóźniło. Za Lublinem trochę się rozpędziłem, na tyle że pod Puławami miałem średnią 25 km/h, wystarczająco żeby resztę drogi przejechać normalnie, jednak od początku drogi coś mnie kręciło w żołądku. Niestety zamiast minąć, cały czas się to nasilało, na tyle że w Końskowoli ledwo byłem w stanie jechać. W Puławach w aptece całodobowej zaopatrzyłem się w krople żołądkowe i od razu przyjąłem sporą dawkę, niestety i to nie pomogło na długo. Ból był na tyle silny, że resztę drogi musiałem się zatrzymywać co 5 km i ostatecznie dojechałem 20 minut po czasie. Na szczęście poczekali na mnie, jednak i tak rajd nie trwał dla mnie zbyt długo, bo już parę kilometrów od miejsca startu ból był tak silny, że uznałem że nie jestem w stanie dalej jechać. Zszedłem z roweru, położyłem się na trawie i powiedziałem reszcie żeby jechali dalej i spotkamy się później przy ognisku. Tak też się stało.
wycieczki-i-trasy-rowerowe/sladami-kazimierskich-wiatrakow/174
Aby choć trochę skorzystać z tego wyjazdu, postanowiłem przed ogniskiem pokręcić się trochę sam po okolicy i porobić zdjęć. Mimo, że ból ustąpił byłem bardzo osłabiony, na tyle że nie byłem pewny czy dam radę dojechać do Lublina samodzielnie. O 15:00 spotkaliśmy się ponownie w LGD przy ognisku. Od razu wszyscy spytali się mnie jak się czuję. Z radością mogłem stwierdzić, że lepiej. Co do powrotu, absolutnie odradzali mi jazdę rowerem do Lublina po takich sensacjach żołądkowych. Posiedzieliśmy do wieczora przy ognisku, po czym Rafał odwiózł mnie do Puław na pociąg. Mimo kiepskiego samopoczucia i braku możliwości przejechania całego rajdu uważam, że był to udany dzień w miłym towarzystwie. Z grupą przejechałem 40 km, natomiast w sumie z dojazdem z Lublina wyszło mi 106 km.