Mieliśmy ciągłe zjazdy i podjazdy, przepiękne widoki na jeziora i pagórki, coś wspaniałego. Tutaj najbardziej żal było mi braku czasu na przystanki i delektowanie się widokami. Rafał ciągle poganiał. Niefajną okazała się jazda wzdłuż krajowej trasy 91, ale już w samym Gdańsku wzdłuż tej trasy była poprowadzona na wzniesieniu całkiem przyzwoita ścieżka rowerowa dobiegająca aż do samego Śródmieścia.

Po całym dniu jazdy przez m.in. Brodnicę, Bielice, Kisielice, Kwidzyn, Jaźwiska, Gniew, Wielkie Walchnowy, Gęblin, Tczew, Pszczółki, Pruszcz Gdański i pokonaniu 170 km wreszcie nastąpił upragniony dojazd do celu — Fontanny Neptuna w Gdańsku. Ależ poczułam wtedy ulgę, wszystkie nerwy puściły. Nareszcie GDAŃSK!
Podsumowując całą jazdę, tempo, przystanki, nawadnianie, odżywianie, wszystko to było dostosowane do moich możliwości, więc czułam się pod tym względem komfortowo, jednak miałam wrażenie, że coś tracę, że nie korzystam z tych miejsc w taki sposób, jaki bym chciała. Oczywiście ten wyjazd nie temu służył i nawet nie było to możliwe, ponieważ wydłużyłoby to naszą podróż jeszcze bardziej i na regenerację nie wystarczyłoby czasu. Decydując się na taki wyjazd dobrze mieć taką świadomość i skupić się wyłącznie na jeździe i pokonaniu trasy. Nie każdy jest w stanie to zaakceptować.