Tak jak większość z nas, jeżdżę od dziecka. To było dla mnie naturalne. Właściwie wszystkie wakacje spędzałam na rowerze. Wyciągałam swoje siostry na jakieś dziwne wyprawy, byle do przodu, byle dalej, byle w nowe miejsca.
Później, w dorosłym życiu, zajęłam się czymś zupełnie innym i rower poszedł w odstawkę. Chyba wtedy myślałam, że to sport dla dzieciaków, a nie dla dorosłej, poważnej osoby. Ale przyszedł taki moment, czułam że czegoś mi brakuje, coś mnie ciągnie w teren, sama nie wiedziałam co to jest.
Pewnego pięknego dnia wzięłam rower i po prostu pojechałam przed siebie. I poczułam, to było to! Nie miałam na tyle odwagi, aby samej poznawać nowe, bardziej odległe tereny, więc zaczęłam jeździć z innymi. Szukałam takich ludzi, którzy najbardziej są podobni do mnie. Jestem człowiekiem lasu, lubię trochę się zmęczyć, lubię teren i kiedy jest ciężko. Na początku jeździłam z różnymi grupami i akcjami rowerowymi. Poznałam tam fajne osoby. Doszłam do wniosku, że Ci rowerowi są jacyś tacy bardziej, bardziej … Teraz mam już swoją szaloną grupkę, ale czasem pojawiają się też zupełnie nowi. Rower jest moją cudowną odskocznią od codzienności, tzw. wietrzeniem głowy.
Urzędów, Kraśnik i Dzierzkowice. Płasko, pod górę i po wąwozach - 60 km, GPX