Szosa

Trzeci dzień raczył nas pięknymi widokami Pojezierza Iławskiego i Żuław Wiślanych, z których te drugie od dawna uwielbiam. To dziewicze jeszcze nie wyeksploatowane tereny.

Pomimo, że był to najdłuższy zaplanowany odcinek, a dodatkowo wydłużył się o 10 km ze względu na 2 pomyłki związane z przebudową dróg i jeszcze był to odcinek z największymi przewyższeniami, mieliśmy chyba tego dnia najlepszy czas.

Zależało mi jedynie, aby dotrzeć do jedynego w Polsce, wyjątkowego pomnika UFO

Tym razem wyruszyłam w samotną wyprawę, niestety nie w okolice ukochanego Kazimierza Dolnego, ale całkiem blisko, bo w okolice Dęblina, gdzie stacjonuje Baza Lotnictwa Szkolnego.

Za mną pierwsza setka w tym roku. Podobno życie zaczyna się po setce…, coś w tym jest, muszę to przyznać. Dla każdego kolarza amatora to magiczna liczba, którą w miarę szybko, na początku sezonu, chce mieć za sobą. Harmider jest tak duży, że jedyne o czym marzę to - jak najszybciej przejechać zatłoczony turystyczny kurort - rynek Kazimierza Dolnego.

Niekoniecznie trzeba jechać jednak na drugi koniec Polski, aby zobaczyć coś ciekawego.

Pogoda była wręcz wymarzoną na rower, ciepło ale nie upalnie, prawie bezwietrznie lub z wiatrem tylko w plecy. Nic tylko jechać i delektować się widokami.

Z pierwotnie planowanej trasy 70 km zrobiło się ponad 90km…

To była moja pierwsza rowerowa wizyta w stolicy, wcześniej nie miałam takiej okazji. Nie był to łatwy dzień dla mnie, na szczęście żyłam jeszcze wspomnieniami ze startu, co odwracało moją uwagę. Oczywiście cały czas mogłam liczyć na Rafała, a na postojach na Karola. Czułam się zaopiekowana.

Kto by przypuszczał, że zawiedzie nawigacja, która dotychczas działała bez zarzutów i trzeba ją będzie wymienić na dzień przed startem? Kto by przypuszczał, że będą problemy z prozaiczną czynnością jaką jest załadowanie plików gpx? W przypadku dwóch etapów, mimo trwających pół nocy prób i heroicznej walki Karola z elektroniką, udało się je wgrać odpowiednio dwie i godzinę przed startem…

Poruszaliśmy się zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara, tym samym uniknęliśmy wymagającego podjazdu w Frydmanie.