W niedzielę w końcu pogoda dopisała i rajd z ekipą z "MTB Kazimierz Dolny i okolice" mógł się odbyć. Przynajmniej przez większość rajdu pogoda była w porządku. Ostatnio przy okazji porządków w piwnicy znalazłem kilka starych kaset ze zużytych napędów. Pomyślałem, co fajnego można by z nich zrobić, no i wymyśliłem – duże zębatki mogłyby imitować koła rowerowe, a całą resztę (widelec, ramę, kierownicę) można dorobić z blachy stalowej i wszystko poskręcać na śruby.
W wolny dzień podjechałem zatem na skup złomu po ładną, nie za grubą blachę i zabrałem się do dzieła. I tak oto, po dorobieniu podstawki i pomalowaniu powstały dwa takie oto cuda dla Rafała i Iwony. Pozostawała jeszcze kwestia, jak to spakować i przewieźć do Parchatki na miejsce startu rajdu. Do plecaka, którego używam na co dzień, w życiu by się to nie zmieściło. Spakowałem zatem bardzo starannie w dwie paczki z folią bąbelkową, gazetami, zawinięte dodatkowo w tekturę i użyłem wielkiego plecaka na SUP-a, do którego na szczęście obie paczki weszły bez problemu, razem z mniejszym plecakiem z moimi rzeczami. Pakowałem się w dzień wyjazdu, po czym ruszyłem klasycznie rowerem na Puławy a później na Parchatkę. Dowiozłem wielki plecak do Kurowa i za Kurowem, już w okolicach Końskowoli spotkałem się z dwójką ludzi z naszej grupy. Oni oczywiście jechali samochodami, rozpoznali mnie i zatrzymali się kawałek dalej zaczekać na mnie. Proponowali podwózkę, ale nie chciałem robić sobie dziury w trasie na zegarku, zatem poprosiłem tylko, aby wzięli ten wielki plecak i dojechałem sobie resztę drogi na pusto.
wycieczki-i-trasy-rowerowe/kosmin-2710/170
Rajd odbył się po pięknych lessowych wąwozach, ozdobionych dodatkowo kolorami jesieni. I tym razem nie zabrakło przygód. Otóż w pewnym momencie zgubiliśmy się w lesie z Iwoną, Beatą i dwiema innymi osobami, bo nie wiedzieliśmy, w którą stronę pojechali ci przed nami. Na szczęście udało się skontaktować przez telefon i po pół godziny wszyscy się znaleźliśmy (dlatego jestem przeciwko zostawianiu kogokolwiek z tyłu). Minęliśmy ładny drewniany młyn, po czym dojechaliśmy do kawiarni Wiatrakowo koło Kazimierza, gdzie zatrzymaliśmy się na kawę i ciastko. Posiedzieliśmy pół godziny, po czym ruszyliśmy z powrotem w kierunku Parchatki.
Przed samą Parchatką, zgodnie z prognozami złapała nas ulewa. Na szczęście miałem płaszcz przeciwdeszczowy, ale i tak trochę mnie zmoczyło. Weszliśmy do karczmy na obiad, swoją drogą bardzo smaczny, po czym odbyło się losowanie przewodników turystycznych. Ja również załapałem się na jeden, dzięki uprzejmości Iwony, która oddała mi swój. Po losowaniu miałem swoje 5 minut i wręczyłem prezenty Rafałowi i Iwonie wraz z podziękowaniami za dotychczasowe rajdy. Niespodzianka, tak jak się spodziewałem zrobiła niemałe wrażenie wśród wszystkich. Ponieważ ulewa praktycznie nie ustępowała, zdecydowałem się wrócić samochodem z jednym z uczestników. Mimo mniejszej liczby kilometrów, z grupą zrobiłem 35, a w sumie 89 km, wróciłem bardzo zadowolony ze wspólnej wyprawy.